"Autor dostaje list od dawnego przyjaciela, zakonnika z Etiopii, który trafił na ślad pamiątki sprzed dwóch tysięcy lat. Odnalezienie jej - ze względu na pierwszego właściciela - byłoby światową sensacją. Mnich prosi przyjaciela o podjęcie poszukiwań. Autor jedzie do klasztoru św. Katarzyny na Synaju, gdzie odbiera kopertę z wierszem-szyfrem. Wynika z niego, że musi przebyć trasę z Jerozolimy do Efezu. Czyni to, ale dowiaduje się niewiele. Dopiero kolejne podróże w klasztorach Prowansji i w kościołach Lalibeli w Etiopii stwarzają mu szansę na odnalezienie historycznego skarbu. Czy ją wykorzysta?"Nie jestem fanką książek historycznych, nie przepadam też za wątkami religijnymi. Postanowiłam jednak sięgnąć po "Zabawkę Boga", gdy dostałam taką możliwość. Przyznaję, że miałam problemy z zabraniem się za nią, gdy jednak usiadłam i zaczęłam czytać, wciągnęłam się, a czas zleciał mi niesamowicie szybko.
Powieść Tadeusza Biedzkiego jest niesamowitym połączeniem faktów, przypuszczeń oraz fikcji. Została wymyślona w ciekawy sposób, byłabym w stanie uwierzyć, że czytam prawdziwą historię, w 100% potwierdzoną. Wszystko było połączone, doskonale pomyślane. Momentami zapominałam, że jest to fikcja jedynie oparta na faktach. Była ona podana w przystępny, zachęcający sposób, dzięki któremu moja niechęć do historii została przełamana, a ja wciągnęłam się w przebieg wydarzeń.
Książka podzielona jest na części: te dotyczące Andrzeja w XXI wieku, Jefraima w I, Rajmunda w XII i XIII oraz Frumencjusza w XXI. Dlatego właśnie historia dopełnia się, ponieważ śledzimy losy owego skarbu na przestrzeni wielu wieków. I chociaż wiemy kto jako ostatni miał z nim styczność, dopiero na ostatnich stronach dowiadujemy się gdzie został on schowany. Najbardziej podobała mi się część o losach Jefraima oraz Rajmunda.
Jak już wcześniej wspominałam, nie przepadam za wątkami religijnymi, nie sięgam po takie gatunki książek. Z przykrością przyznaję, że chociaż jestem osobą wierzącą, moja wiedza na temat wydarzeń z tego zakresu jest naprawdę słaba. "Zabawka Boga" zaciekawiła mnie jednak i zachęciła do tego, aby sprawdzić które wydarzenia opisane przez Biedzkiego są prawdą, jak przedstawiały się niektóre fakty. Było rzeczą dziwną, ale ciekawą, czytać o apostołach, którzy wspominali swoje spotkania z Jezusem, starali się krzewić chrześcijaństwo wśród ludzi.
Rzeczą, która podobała mi się bardzo, są zdjęcia dołączone do książki. Były one naprawdę ciekawe, przydatne. Mogłam sobie wyobrazić dane miejsce. Motyw podróży w książce jest ważny, właściwie większość historii się na nim opiera. Bohaterowie zwiedzają wiele miejsc, i to w każdym z przedstawionych wieków. Taki przewodnik po świecie, podany w postaci książki sensacyjno-historycznej.
Wady? Przyznaję, że nie podobało mi się zakończenie. Nie zdradzę go, ale nie tego oczekiwałam. Chociaż, może tak naprawdę było ono dobre, ponieważ gdyby się głębiej nad tym zastanowić, odłożyć na bok pierwsze wrażenie... Nie mogę Wam powiedzieć swoich wniosków, nie zdradzając zakończenia.
Wiem, że w tej krótkiej recenzji niewiele Wam mówię, ale tak naprawdę niewiele jest do powiedzenia. Nie ma w niej mocno zarysowanych postaci, ale na pewno są one interesujące. Fabuła nie ma wielkiego tempa, ale wciąga, chce się znać jej dalszy bieg. Tak naprawdę wszystko toczy się wokół owego skarbu, chociaż poznajemy również historie bohaterów, głównie tych z przeszłości, gdyż obecni służą nam bardziej jako narzędzie do poznania faktów, odkrycia prawdy. Najważniejsze w tym wszystkim jest to, że chociaż nie jest to mój gatunek książki, że chociaż miałam ciężki początek, to jestem zadowolona z lektury, uważam że spędziłam naprawdę przyjemnie czas i że mogę Wam z czystym sumieniem ją polecić. Na pewno mam w głowie teraz kilka pytań, nad którymi będę musiała się zastanowić, a to chyba dobrze świadczy o "Zabawce Boga" - nie zniknie tak po prostu z głowy, a pozostanie w niej dłużej.
Za możliwość przeczytania książki dziękuję Pani Karolinie oraz Wydawnictwu Bernardinum.
________________________________
Jest to moja pierwsza recenzja "na zamówienie". Mam nadzieję, że spełniłam oczekiwania i nikt nie zawiedzie się na niej :) Była to bardzo ciekawa przygoda, z której mam nadzieję wyciągnąć doświadczenie na przyszłość.
Tymczasem jutro zacznę czytać "Kostkę" Izy Korsaj, czyli drugiego egzemplarza recenzenckiego w mojej "karierze", a tym samym 3 książki polskiego autora poza lekturami szkolnymi (ewentualnych innych nie pamiętam, we wczesnej młodości mogły jakieś być) :)
Życzę Wam miłego dnia i jak zawsze zapraszam do lajkowania strony na Facebooku oraz obserwowania bloga! :)
Też jestem w trakcie czytania tej książki i muszę przyznać, że jest niezła!
OdpowiedzUsuńCzuję się zaciekawiona. Niestety nie mam czasu na czytanie tej książki... A szkoda, może kiedyś. A Twoja recenzja jest świetna!
OdpowiedzUsuńSama przyznam, że takich gatunków unikam jak ognia..
OdpowiedzUsuńAle zaciekawiłaś mnie, może kiedyś w wolnym czasie skuszę się na tą lekture...
Pozdrawiam i zapraszam do siebie...
Nie słyszałam o tej książce, ale w najbliższym czasie po nią nie sięgnę.
OdpowiedzUsuńHmmm... muszę sięgnąć po tę książkę w wolnej chwili.
OdpowiedzUsuńksiążka fantastyczna, też gorąco polecam
OdpowiedzUsuńKolejna recenzja tej książki, brzmi ciekawie :)
OdpowiedzUsuń