Stanisław
Karolewski to antykwariusz, historyk sztuki, fotograf i literat. Jest
twórcą wrocławskiego Szarlatana, interdyscyplinarnego antykwariatu
i miejsca kultury, dzięki któremu wydał swoje dzieła. W 2009 roku
debiutował na polskim rynku książką „W piaskownicy światów.
Epos wrocławski”, która została bardzo dobrze przyjęta przez
czytelników oraz krytyków. W moje ręce trafiła niepozorna
rozmiarami powieść „Bilet na Arkę”.
Od
samego początku w oczy rzuca się wykonanie, ponieważ pojawiają
się liczne wcięcia w tekście czy odstępy między wierszami. Nie
przypominam sobie podobnie skonstruowanej książki, a nie jest to
jedyna cecha, która wyróżnia utwór Karolewskiego.
Ferdynand
Pauszke postanawia zbudować arkę. I to nie byle jaką, a
zdecydowanie najlepszą. W końcu zbliża się koniec świata, wielki
potop, istny Armagedon. Pomysł nie dziwi jego syna, skądinąd
zrodzonego z brody własnego ojca. Od dziecka towarzyszył opiekunowi
w jego dziwactwach i szalonych przedsięwzięciach. Już od
maleńkości wpajano mu zasady, którymi miał się kierować w
życiu. Najważniejsze jest bezpieczeństwo. I nie wolno kraść, co
najwyżej przywłaszczać mienie. Tak jak to robi polski rząd,
według Ferdynanda P.
"Alex - był agent, Ojciec - działacz Solidarności, potem - ja też umoczony, bo brałem udział we wszystkich zawieruchach wywoływanych przez Ojca."
Autor
wykreował naprawdę barwne postaci. Najbardziej wyróżnia się
wspomniany wcześniej pan Pauszke. Mężczyzna samotnie wychowuje
syna, w każdej sprawie musi zabrać głos i ma swoje własne zdanie,
które potrafi w interesujący i całkiem racjonalny sposób
uargumentować. Dlatego też jego syn słucha go, a nawet postępuje
wedle zaleceń ojca. Panowie kolekcjonują różne drobiazgi i
sprzęty, bo nigdy nie wiadomo co się może przydać. Zbierają
własną wodę z deszczówki, jadają wyłącznie zdrową,
niekoniecznie smaczną, żywność. Ferdynand nie uznaje
marnotrawienia czasu, nie ogląda telewizji, nie wie kim jest Kuba
Wojewódzki, za to oddaje się planowaniu i udoskonalaniu swojej
Twierdzy. Chociaż jest osobnikiem dziwnym, który wplata uziemienie
w spodnie, a nawet majtki, szybą pancerną ochrania monitor, a do
patelni mocuje gaśnicę na wypadek gdyby olej się zapalił – pan
Pauszke ma głowę na karku i smykałkę do interesów. Dobrze wie
jak szybko zarobić pieniądze, zaś w mózgu ma świetnie pracujący
kalkulator.
Książka
jest nietypowa, zwłaszcza w sposobie prowadzenia fabuły. Początkowo
nie mogłam połapać się w akcji, narrator skakał od jednego
wydarzenia do drugiego, przeplatając teraźniejszość ze
wspomnieniami. Czułam się zagubiona w tym chaosie, na szczęście w
miarę czytania przyzwyczajałam się do tego nietypowego stylu i z
większą łatwością poruszałam między zdarzeniami.
"Jesteś typowym przedstawicielem homo civilizatius, musisz biec, choć nie ma dokąd."
„Bilet
na Arkę” przedstawia wizję końca świata oraz ludzką wolę
przeżycia. Problematyka została przedstawiona w całkowicie dla
mnie nowatorski sposób, pełen dowcipu oraz ironii, doskonale
wycelowanej w przywary naszego społeczeństwa. Sacrum zostaje
zniesione z piedestału, Boga szuka się za pomocą Internetu i
płatnych smsów, i to nie co łaska, a według cennika.
Książka
stanowiła dla mnie ciekawą przygodę, zupełnie odmienną od
dotychczas mi znanych. Pomimo swojego pozornego chaosu (a może
celowego, w końcu zbliża się koniec świata i trzeba szukać
bezpiecznego schronienia), wydaje się skrywać w sobie przesłanie,
ukryte między wierszami i ironią.
Za możliwość przeczytania książki dziękuję autorowi, Stanisławowi Karolewskiemu.
Recenzja bierze udział w akcji Polacy nie gęsi i swoich autorów mają.
Bardzo ciekawa opinia ;]
OdpowiedzUsuńniezła opinia :)
OdpowiedzUsuńCzytałam tego autora książkę o jego walce z rakiem. Chętnie skuszę się na tę.
OdpowiedzUsuń