Trudi Canavan to
jedna z moich ulubionych autorek. Jej trylogia Czarnego Maga podbiła
moje serce, pochłonęłam ją bardzo szybko (za szybko). Kolejne
opowieści tej autorki również mi się podobały, chociaż żadna
nie dorównała już historii Sonei i Akkarina. Niemniej jednak bez
wahania zawsze sięgałam po książki Canavan, spodziewając się
dobrej zabawy. Jakież było moje rozczarowanie i smutek, gdy
zaczęłam lekturę Złodziejskiej magii,
pierwszego tomu Prawa
Milenium.
Autorka
po raz kolejny opowiada historię młodych ludzi, którzy są
otoczeni przez magię. I to dosłownie. Magia jest w powietrzu,
wystarczy ją tylko pobrać. Rielle, córka farbiarzy, została
jednak wychowana w wierze, która nie pozwala na używanie magii.
Tylko kapłani mogą z niej korzystać. Jeżeli nie jesteś kapłanem,
okradasz Aniołów, zostajesz wygnany z miasta, a Twoja dusza
zostanie rozerwana po śmierci. Tyen zaś żyje w innym świecie,
gdzie magii jest mało, jednak nie jest zakazane jej używanie. Tych
dwoje nie będzie jednak wiodło spokojnego życia, gdyż na ich
drodze staną niespodziewane przeszkody.
Muszę
przyznać, że Złodziejska magia
niesamowicie mnie rozczarowała. Książka ma około 580 stron, a
dopiero w połowie – dosłownie – zaczyna się coś dziać,
pojawia się długo wyczekiwana akcja. Najciekawsze wydarzenia
występują na końcu powieści, wcześniej zaś niewiele się
dzieje. Historia Rielle to głównie jej spór z rodziną, kwitnące
uczucie do nowo poznanego mężczyzny, a także poczucie
odosobnienia, inności. Wątek Tyena jest ciekawszy, jednak również
spokojnie prowadzony. Czuje się on opuszczony przez bliskich, zdradzony przez nich. Dąży do rozwoju i pomocy innym.
Książki
Canavan zawsze należały do tych lekkich, które czytało się szybko
ze względu na prosty język. Nigdy nie była to fantastyka z
wysokiej półki, jednak jej lektura podobała mi się. Tym razem
również tak było, jednak miałam wrażenie jakby powieść ta
powstała przed trylogią Czarnego Maga. Wydawała mi się
mniej dopracowana, słabiej skonstruowana pod względem historii, a
także sposobu jej prowadzenia. Powtórzenia (nie chodzi tutaj o
słownictwo, ale opisywanie po raz kolejny tych samych uczuć,
rozważań), nudne wątki.
Uważałam,
że będę miała wszystkie książki Canavan na półce. Chociaż
mój entuzjazm do kolejnych części Prawa Milenium zdecydowanie
ostygł, to w przyszłości na pewno dam szansę Aniołowi
burz, który jest kontynuacją
Złodziejskiej magii.
Chwilę jednak minie zanim się na to zdecyduję, ponieważ mój
zawód nad tą historią jest naprawdę duży. Spodziewałam się
czegoś bardziej wciągającego, a tymczasem otrzymałam powieść,
która dopiero na ostatnich stronach zainteresowała mnie mocniej.
Recenzja znajduje się również na:
Muszę się w końcu zabrac za tę autorkę
OdpowiedzUsuńDla mnie już w Gildii Magów jakoś brakowało akcji i magii, ale i tak kiedyś dam szansę kolejnym tomom, bo chcę wiedzieć co z tym Akkarinem i co ukrywa:) Nie wiem czy przeczytam Złodziejską Magię, może kiedyś:)
OdpowiedzUsuńChyba zacznę swoją przygodę z tą autorką od trylogii Czarnego Maga, skoro właśnie ona podbiła Twoje serce, a Prawo Millenium zostawię w spokoju (na razie). Mówisz o rozczarowaniu, a właśnie tego najbardziej obawiam się po książkach tego typu - mam wrażenie, że nie ma nic gorszego niż niespełnione oczekiwania.
OdpowiedzUsuńSzkoda, że aż tyle trzeba czekać na rozwinięcie akcji. Może kiedyś się skuszę, lecz nie w najbliższej przyszłości. Pozdrawiam:)
OdpowiedzUsuń