Jakiś czas temu
miałam przyjemność sięgnąć po książkę Karin Slaughter,
autorki która długo chodziła mi po głowie. Byłam z niej naprawdę
zadowolona, więc gdy znów nadarzyła się okazja, aby przeczytać
jej thriller, nie wahałam się ani sekundy. Miasto glin
to zupełnie nowa powieść, która nie należy do żadnego z
wcześniej znanych cykli Slaughter.
Ameryka,
początek lat siedemdziesiątych. W Atlancie coraz więcej do
powiedzenia mają czarnoskórzy, wcześniej mocno dyskryminowani.
Komendantem zostaje Afroamerykanin, co nie podoba się wielu starym
wyjadaczom. Mężczyźni pozują na twardych macho, a kobiety są
przez nich traktowane przedmiotowo, zaś policjantki muszą znosić
liczne przytyki. Słabsza płeć, gorsza, głupsza, a jej miejsce
powinno być w kuchni lub za biurkiem i maszyną do pisania. Gdy w
mieście zaczyna grasować zabójca policjantów, mężczyźni
wyruszają na łowy, aby pomścić swoich kolegów. Maggie Lawson i
świeżo upieczona funkcjonariusz, Kate Murphy, postanawiają wziąć sprawy
w swoje ręce i znaleźć mordercę. Czy uda im się odnaleźć
dowody, które umknęły bardziej doświadczonym śledczym? Czy
zniechęcana i poniżane przez facetów, będą w stanie przedstawić
im swoją wersję zdarzeń?
Autorka
ponownie porwała mnie od pierwszych stron. Udało się jej
zaintrygować mnie wątkiem kryminalnym, nieuchwytnym zabójcą
policjantów, który nie zostawia śladów i pozostaje bezkarny.
Czekałam na kolejne ciała, wiedząc że dopóki nie uda się go
zatrzymać, wciąż będą ginąć funkcjonariusze. Co kieruje
strzelcem? Jak wybiera swoje ofiary? Kto będzie następny? Takie
pytania ciągle krążyły mi po głowie podczas lektury. Śledziłam
poczynania policji, wraz z nimi poszukiwałam jakichś znaków,
poszlak.
Oprócz
tego śledztwa, dodatkowym wątkiem był tajemniczy mężczyzna,
który obserwował Kate Murphy. Notował
każdy jej krok, każde wyjście z domu, odwiedziny u rodziców,
spacer po mieście. Kim jest ten prześladowca? Dlaczego chce
skrzywdzić niewinną kobietę?
Slaughter
stworzyła nie tylko ciekawy wątek kryminalny, ale również
interesujące postaci, osadzone w czasach kultu macho, homofobii,
rasizmu i mizoginii. Niesamowitą radość sprawiało mi czytanie o
kobietach, które postanowiły walczyć z upartymi mężczyznami,
pokazując iż nie są gorsze, że nadają się do pracy w policji i
mogą działać na równi z facetami. Krajobraz, w którym osadzona
została historia jest dodatkowym atutem powieści.
Jeszcze
przed lekturą wcześniejszej książki Karin, słyszałam wiele o
tym, że autorka nie boi się używać mocnych opisów, pełnych
krwi, brutalności. Tym razem również można było to dostrzec.
Chociaż główne bohaterki to kobiety, powieść wcale nie jest
lekka i delikatna. Widać tu zdecydowaną i silną rękę.
Miasto glin
spełniło moje oczekiwania. Utwierdziłam się w przekonaniu, że
Karin Slaughter jest autorką, która potrafi wykreować mocną
intrygę, barwne postaci. Przykuwa uwagę, intryguje. Slaughter
wyrasta powoli na autorkę, po którą będę mogła sięgać bez
wahania, chcąc przeczytać porządny thriller.
Za możliwość przeczytania książki dziękuję Business&Culture oraz Wydawnictwu Muza.
Recenzja znajduje się również na:
Lubimy czytać || Matras || Bonito || Empik || Gandalf
Ja jeszcze w ogóle nie znam prozy tej autorki. Może się skuszę na tę książkę.
OdpowiedzUsuńUwielbiam Karin, sporo jej książek już za mną i oczywiście muszę przeczytać ten tytuł :)
OdpowiedzUsuńNIe miałam okazji przeczytać ani jednej książki tej autorki, ale nadrobie to w najbliższym czasie :>
OdpowiedzUsuńPodoba mi się pomysł na tę książkę, zapowiada się interesująco. Nie czytałam jeszcze nic tej autorki, ale wygląda na to, że warto byłoby to nadrobić. ;)
OdpowiedzUsuńTo propozycja czytelnicza, z którą muszę się zapoznać. :)
OdpowiedzUsuń