Monika Glibowska to
laureatka I edycji konkursu Czwarta Strona Fantastyki,
organizowanego przez wydawnictwo Czwarta Strona. Jak napisano na
okładce, jury doceniło rewelacyjną kompozycję, świetnie
przemyślane intrygi i język godny światowych bestsellerów. Czy
faktycznie książka jest tak dobra, a może to tylko czcze gadanie?
Po
120 latach generałowie Andumenii zostają wybudzeni ze snu, w który
zostali wprowadzeni po ostatniej zwycięskiej bitwie. Teraz, gdy kraj
znów znajduje się w niebezpieczeństwie, społeczeństwo zwraca się
o pomoc do doświadczonych wojowników. Ci, którzy powinni stanowić
zgrany zespół i walczyć w obronie kraju, toczą swoje własne
spory na dworze. Nie wiadomo, z której strony może nadejść
zagrożenie…
Skrzydlatym
generałom Andumenii daleko do aniołów, nie należy ich mylić.
Stanowią barwną mieszankę bohaterów, którzy są zaskakująco
przyziemni. Konkurują ze sobą, knują, czują zazdrość i
zmęczenie, strach i ból, flirtują, pożądają, żartują i
upijają się. Każdy z nich ma swoje własne zainteresowania, każdy
z nich jest inny, chociaż wiele ich również łączy. W takim
towarzystwie nie może być nudno. Zwłaszcza gdy dwoje generałów
chce sprawować władzę, a jedno z nich zostaje oskarżone o zdradę
stanu.
Czytając
książkę zdarzało mi się zapominać, iż jest to debiut pisarki.
Owszem, wcześniej publikowała swoje opowiadania, jednak to jej
pierwsza wydana powieść. Jury zachwyciło się stylem Glibowskiej,
a ja muszę przyznać, że stoi on na naprawdę dobrym poziomie.
Czytałam z prawdziwą przyjemnością, dając się wciągnąć w
przedstawioną historię. To nie była naiwna, banalnie napisana
opowiastka, tylko kawałek dobrej fantastyki, dający spore nadzieje
na przyszłość.
Często
zdarza mi się czuć lekkie zagubienie, gdy rozpoczynam nową
lekturę, gdzie od razu wprowadzonych zostaje dużo bohaterów. Tak
miałam przy Andumenii,
jednak szybko udało mi się odnaleźć w nowym świecie i
przyzwyczaić do postaci. Spodobał mi się pomysł autorki na
usypianie generałów po bitwach, gdy przestają być potrzebni. Ich
zadaniem jest walka i pomoc w kryzysowej sytuacji, nie zaś stałe
sprawowanie rządów. Główna bohaterka, May Verteri, to dynamiczna
i potężna kobieta, prowokowała wiele sytuacji, przez co nie mogłam
się nudzić. Świat stworzony przez Glibowską również przypadł
mi do gustu. Miejsca, tradycje, postaci (nawet
te poboczne), wszystko było
dopracowane i przemyślane.
Powieść
jest naprawdę obszerna. Jest to grubaśna książka,
w której autorka umieściła wiele wątków, postaci i intryg.
Glibowska z pisania opowiadań przerzuciła się na bogatą i długą
historię, która w żaden sposób nie jest przydługawa czy nużąca.
Czasem te opasłe tytuły mogłyby być skrócone, jednak podczas
lektury Andumenii. Przebudzenia
nie odniosłam wrażenia nadmiernych opisów czy zbyt dużej treści.
Ba, kończąc powieść czułam pewien niedosyt, a wszystko to przez
otwarte zakończenie. Mam nadzieję, iż w planach jest wydanie
kolejnego tomu, inaczej będę rozczarowana. Nie
wiem jaką konkurencję miała Monika Glibowska w konkursie, ale
uważam, że słusznie otrzymała wyróżnienie od wydawnictwa.
Za możliwość przeczytania książki dziękuję Wydawnictwu Czwarta Strona.
Recenzja znajduje się również na:
Lubimy czytać || Matras || Bonito || Empik || Gandalf
Jestem ciekawa jak będzie się miała motoryzacja za 30-40 lat. Już przed 2000 rokiem snuło się teorie na temat bezobsługowych samochodów, przemeszczających się z punktu A do punktu B bez udziału kierowcy :-) Miało się to nijak do rzeczywistosci. Teraz oprócz designu producenty prześcigają się w coraz mniejszym "teoretycznym" spalaniu auta, oraz w maksymalizacji różnych niepotrzebnych systemów przez które często trzeba odwiedzać autoryzowane serwisy. Według mnie motoryzacja podąża trochę nie tą drogą którą naprawdę powinna... Wyniki spalania często fałszowane itp. :-(
OdpowiedzUsuń