Dwuletnia podróż Ulfara Thormodssona i jego młodego kuzyna dobiega końca. Pozostało im do odwiedzenia tylko jedno miasto – Stenvik, położony w zimnym, surowym rejonie w zachodniej Norwegii. To niebezpieczne miejsce i impulsywny Ulfar błyskawicznie wpada w poważne kłopoty. Tajemnicza i piękna Lilja podbija jego serce, lecz aby ją zdobyć, Ulfar musi stawić czoło mieszkańcom miasta wrogo nastawionym do obcych. Prawdziwe kłopoty jednak dopiero się zaczynają...
W Stenviku może dojść do krwawego starcia wrogich armii. Gdy Ulfar angażuje się w sprawy miasta i przygotowuje się do nieuchronnej bitwy, uświadamia sobie, że wrogowie znajdują się po obu stronach obronnych wałów.
W Stenviku pojawiają się szpiedzy, do miasta zbliżają się wojska młodego króla Olafa Tryggvasona, który siłą narzuca ludowi wiarę w Białego Chrystusa. A zwolennicy starych bogów, Thora, Lokiego i Frei, mają własne dalekosiężne plany."
Szczęk stali
uderzanej o tarcze, chrzęst łamanych kości, tupot licznych armii,
zapach krwi i potu. Wysokie ambicje, żądza władzy, pożądanie,
nienawiść, obłuda, ale również przyjaźń, siła i miłość. To
wszystko znajdziecie w pierwszym tomie sagi o Walhalli Snorri
Kristjanssona.
Rok 996. Ulfar i
Geiri docierają do Stenviku, ostatniego celu ich podróży. Znany
dotąd z licznych podbojów miłosnych Ulfar, już pierwszego dnia
traci głowę dla tajemniczej Lilii. Nie wie jednak, że uczucie do
niej oznacza ogromne kłopoty. A nie jest to jedyny problem, który
zwali mu się na głowę. Miasto stanie w obliczu najazdu wrogiej
armii, która wpierana jest przez starych bogów, Thora, Lokiego i
Freję. Tymczasem władca Stenviku szuka pomocy u króla Olafa, który
zdeterminowany jest nawrócić wszystkich na wiarę w Białego
Chrystusa...
Wszystkie czytane
dotąd przeze mnie powieści o wikingach kojarzyły mi się z
fantastyką. W „Mieczach dobrych ludzi” ten element jest tylko
tłem do wydarzeń, ubarwia akcję, jednak nie stanowi o sile
historii. Kristjansson postawił na akcję, walkę i wierzenia
wikingów. Ciekawie poprowadził opis toczących się bitew, z
lekkością przedstawiając rozlew krwi oraz liczne intrygi. Autorowi
udało się sprawić, że krzywiłam się na myśl o ranach
odnoszonych przez wojów, słyszałam krzyki umierających bądź
ogarniętych żądzą mordu najeźdźców.
W powieści miałam
możliwość poznać wielu bohaterów. Niektórych tylko
epizodycznie, innych znacznie bliżej. Postaci kobiecych było mało,
jednak były one ważnym elementem historii. Skuld to silna
osobowość, która potrafiła wpłynąć na setki potężnych wojów,
pokierować nimi i zmobilizować do walki. Podobną kobietą jest
Thora, która jednak w znacznie mniej subtelny i magiczny sposób
wywoływała poruszenie pośród wojowników. Bez owijania w bawełnę,
szukania pięknych epitetów – ta kobieta miała jaja. Lilia to
zupełnie inna historia, jednak mocno namieszała w losach pewnych
mężczyzn. Co do samych panów – to chłopy z krwi i kości,
prężący muskuły, pokazujący swoją siłę i spryt, ale także
posiadający słabości.
Narracja toczy się
wielotorowo, powoli nabiera rumieńców, tak że czytelnik czeka na
punkt kulminacyjny, starcie bohaterów. Płynnie przenosimy się od
Ulfara, poprzez Halgarda, Oraekję, Sigurda do króla Olafa bądź
Skargrima. Nie miałam najmniejszych problemów z orientacją wśród
postaci, od razu wiedziałam gdzie toczy się akcja. Zawsze chwalę
taki sposób narracji i tym razem nie będzie inaczej. Dzięki
przeskokom między bohaterami, lepiej poznałam motywy kierujące
nimi,a powieść wzbogaciła się o dodatkowe wątki, intrygujące
charaktery i ciekawe miejsca akcji.
„Miecze dobrych
ludzi” są świetnie napisanym debiutem literackim. Snorri
Kristjansson pokazał się od interesującej strony, zaciekawił mnie
jako czytelniczkę swoim spojrzeniem na legendy wikingów. Myślę,
że powieść ta przyciągnie uwagę fanów gatunku, a pozostali również
powinni być usatysfakcjonowani.
Za możliwość przeczytania książki dziękuję Domowi Wydawniczemu Rebis.
Mój kolega zaczytuje się we wszelkich książkach o wikingach, więc polecę mu ten debiut.
OdpowiedzUsuńWikingowie to raczej nie moje strony. Może kiedyś ;)
OdpowiedzUsuń