Nie pamiętam kiedy
pierwszy raz usłyszałam o Ostatniej arystokratce
Evzena Bocka,
ale jej tytuł od razu zapadł mi w pamięć. Od tamtej pory
niejednokrotnie ludzie mówili mi, że to świetna książka, przy
której czytelnik bawi się doskonale i śmieje w głos. Zachęcona
tymi opiniami, postanowiłam zaryzykować – chodzi o ten okropny
ból rozczarowania po wysokich rekomendacjach – i przeczytać
powieść czeskiego autora. Już na wstępie mówię – było warto.
Maria
Kostka to najmłodsza członkini rodu Kostków. Po latach mieszkania
w Stanach, wraca wraz z rodzicami do odzyskanego – po raz piąty –
zamku w Czechach. Ich pojęcie o prowadzeniu biznesu jest zerowe, o
byciu arystokratami również niewiele wiedzą. Spłukani i
zdesperowani starają się jak mogą, aby utrzymać rodzinną
siedzibę i przetrwać w nowym otoczeniu. Muszą
zarobić na swoje utrzymanie, ale najlepiej tak, aby się przy tym
nie narobić.
Główną
narratorką powieści jest Maria, która podchodzi do życia z
dystansem i ogromnym poczuciem humoru. Zaistniałą sytuację okrasza
dowcipem, przez co perypetie Kostków bawią jeszcze bardziej. A
naprawdę jest się z czego śmiać, gdyż w książce Bocka
występuje cała plejada barwnych postaci. Matka Marii, Vivien, to
Amerykanka, która ma swój własny świat. Chce być drugą - a może
nawet i pierwszą - lady Dianą, mieszkającą na zamku, w którym
mogłoby straszyć – usilnie pragnie nawiązać kontakt z
przodkami. Ojciec, Franciszek, to – według wszelkich danych
znalezionych w archiwach – najgorszy właściciel zamku w jego
historii. Chętnie stałby się niewidzialny, ale nie pogardziły też
byciem bogatym. Nie można zapomnieć o służbie, która od lat
opiekuje się siedzibą Kostków: lubiąca sobie golnąć kucharka,
pani Cicha; przewrażliwiony ogrodnik, pan Spock, który jest pewny,
że posiada przynajmniej kilka chorób, a także kasztelan Józef,
który najchętniej zamknąłby zamek dla turystów, a dnie spędzał
w szlafroku nic nie robiąc – patrząc na niego człowiek zastanawia się, jak budowla zdołała
przetrwać.
Ostatnia
arystokratka to opowieść o
ludziach, którzy muszą odnaleźć się w zupełnie nowych rolach, a
ich nieporadność w tym bywa zabawna i komiczna. To zbiór wydarzeń,
często surrealistycznych, tak nieprawdopodobnych, a jednocześnie
możliwych i łatwych do wyobrażenia. Autor w prześmiewczy sposób
pokazuje życie arystokratów, których dopada smutna i szara
rzeczywistość, chociaż humor nie opuszcza.
Zawsze
uważałam, że dużo łatwiej jest czytelnika wzruszyć niż
rozbawić. Jednak już od pierwszych stron Ostatniej
arystokratki wiedziałam, że
Evzen Bocek trafił w mój gust. Książkę połknęłam ekspresowo,
zaśmiewając się przy niej niejednokrotnie w głos. I wcale nie
żartuję. Czeska powieść rozświetliła mi szare dni, przez co
były mniej pochmurne i depresyjne. Bezapelacyjnie polecam wszystkim!
Za możliwość przeczytania książki dziękuję Wydawnictwu Stara Szkoła.
Recenzja znajduje się również na:
Muszę przeczytać. Tyle pozytywnych recenzji zbiera ta książka.
OdpowiedzUsuń