Pamiętam
jak lata temu wystawałam po nocach w księgarni, aby odebrać nowe
części Harry’ego Pottera. Musiałam mieć książki od razu, żeby
bezzwłocznie zabrać się za czytanie. Uwielbiałam wracać do
świata pełnego magii. Gdy usłyszałam o tym, że pojawi się Harry
Potter i Przeklęte Dziecko, znów poczułam lekki dreszczyk
emocji. To jak powrót do czasów dzieciństwa. Ale czy na pewno
udany?
Zacznę od tego, że do lektury podchodziłam z dystansem. I to podwójnym. Po pierwsze jest to zapis scenariusza, a nie klasyczna powieść. Po drugie – i chyba najważniejsze – autorką nie jest J. K. Rowling, ona tylko czuwała nad pracą Jacka Thorne’a i Johna Tiffany’ego (nie dajcie się zwieść temu, iż jej nazwisko podane jest większą czcionką). I chociaż pragnęłam wrócić do zaczarowanego świata, wiedziałam że rzeczywistość może mnie łatwo dogonić. Stwierdziłam, że będzie fajnie, jak nie będę oczekiwała rowlingowego Harry’ego to się nie zawiodę. Mniejsze oczekiwania, mniejszy upadek.
Zacznę od tego, że do lektury podchodziłam z dystansem. I to podwójnym. Po pierwsze jest to zapis scenariusza, a nie klasyczna powieść. Po drugie – i chyba najważniejsze – autorką nie jest J. K. Rowling, ona tylko czuwała nad pracą Jacka Thorne’a i Johna Tiffany’ego (nie dajcie się zwieść temu, iż jej nazwisko podane jest większą czcionką). I chociaż pragnęłam wrócić do zaczarowanego świata, wiedziałam że rzeczywistość może mnie łatwo dogonić. Stwierdziłam, że będzie fajnie, jak nie będę oczekiwała rowlingowego Harry’ego to się nie zawiodę. Mniejsze oczekiwania, mniejszy upadek.
Tymczasem
zostałam ogromnie rozczarowana. Wiedziałam, że to nie będzie to
samo, ale zupełnie abstrahując od faktu, że nie jest to książka
napisana przez Rowling, była ona słaba. Serce mnie boli pisząc to,
gdyż kocham Pottera, ale taka jest brutalna prawda. Autorzy ani
trochę nie oddali magii, którą posiadała pisarka. Nie czułam
ekscytacji, nie miałam ochoty rozsiąść się wygodnie i zaczytać,
przenieść do świata czarodziejów, nie czułam takiego ciepła i
fantastycznego klimatu.
Bohaterowie
byli drętwi, sztuczni. I okropnie infantylni. Miałam wrażenie, że
z przyjaźni, która wytworzyła się lata temu, nie zostało nic.
Nie czułam łączącej ich więzi, miłości. A przecież tyle
przeszli razem. Ich zachowanie było momentami dziecinne, podobnie
jak dialogi. Za proste jak na dojrzałe osoby, które wiele w życiu
doświadczyły. Wszystko było takie… płytkie. Thorne i Tiffany
nie tylko nie wykreowali postaci na miarę Rowling, co nie stworzyli
ciekawych i wartościowych bohaterów na własny użytek.
Książkę
czytało mi się szybko, dzięki formie w jakiej jest podana. Chociaż
bohaterowie mnie rozczarowali, to byłam zainteresowana fabułą.
Pomysł sam w sobie był dobry, chciałam wiedzieć jak zakończą
się poczynania młodego Albusa i jego przyjaciela Scorpiusa. Podróże
w czasie, maczanie palców w przeszłości i pokazanie jak drobna
zmiana może wpłynąć na bieg wydarzeń i jak czasem niewiele może
brakować, by przyszłość wyglądała inaczej. Czytałam lepsze
historie, ale ten pomysł nie był zły.
Nie
radzę myśleć o Harrym Potterze i Przeklętym Dziecku jako
kontynuacji kultowego cyklu Rowling, bo mocno się zawiedziecie.
Cieszcie się powrotem do tego zaczarowanego (chociaż kompletnie
odmiennego) świata, potraktujcie to jako krótką odskocznię,
alternatywną „rzeczywistość”. W ten sposób może nie
poczujecie się jak małe dziecko, które z niecierpliwością czeka
na ulubiony deser, a w zamian dostaje zupełnie coś innego.
Za możliwość przeczytania książki dziękuję Wydawnictwu Media Rodzina.
Mam na półce i chcę się zabrać za nią niedługo.
OdpowiedzUsuńObecnie czytam i nie mogę jej dokońxcZyć, jednak nie ze względu na to, że książka jest zła, ale nie mam po prostu czasu. Zaproszę Cię na reenzję jak już się pojawi.
OdpowiedzUsuńhttp://kruczegniazdo94.blogspot.com
chciała kupić ale zrezygnowałam i nie wiem czy dobrze zrobiłam zapraszam do mnie http://recenzjenadine.blogspot.com/
OdpowiedzUsuń