Tytuł: Dzień czwarty
Autor: Sarah Lotz
Cykl: Troje (tom 2)
Wydawnictwo: Akurat
Premiera: 2.08.2017
Tłumaczenie: Maciej Wacław
Tytuł oryginalny: Day four
Liczba stron: 416
Dzień czwarty
to drugi tom cyklu Troje.
Poprzednia część mi się
podobała, jednak nie wzbudziła we mnie ochów i achów, których
oczekiwałam. Kiedy pojawiły się zapowiedzi nowego tytułu,
stwierdziłam, że zrobię drugie podejście do twórczości autorki
i może tym razem dam się pochłonąć historii. Na
pewno nie jest to najlepszy thriller jaki czytałam, ale zdecydowanie
bardziej przypadł mi do gustu niż Troje.
Zbliża
się Sylwester, a setki ludzi postanawia spędzić go na statku. Nowy
Rok nie zaczyna się jednak szczęśliwie. W skutek awarii okręt
zatrzymuje się w miejscu, a pasażerowie zostają odcięci od
świata. Zamiast snuć plany na kolejny rok, muszą wymyślić jak
przetrwać do momentu naprawy usterki. Nie jest łatwo, gdy na statku
rozprzestrzenia się wirus, jedzenie musi być racjonowane, kapitan
nie udziela informacji o jakiejkolwiek pomocy, dochodzi do aktów
przemocy, zaś niektórzy zaczynają widzieć rzeczy, które nie mają
prawa bytu…
Sarah
Lotz ukazuje wydarzenia z punktu widzenia wielu postaci. Było to
strzałem w dziesiątkę, dzięki temu mogłam śledzić akcję w
kilku miejscach, nie będąc przywiązana do jednego bohatera. A na
statku działo się sporo, od przelotnych romansów, poprzez bójki,
do zjawisk nadprzyrodzonych. Właściwie każda z opisanych osób
miała jakieś „przygody” na statku, u każdego coś się działo,
nie było wielkich przestojów akcji. Bohaterowie nie zawsze mieli ze
sobą kontakt, często w ogóle się nie znali, mimo to ich historie
zazębiały się, prowadziły do wspólnego
zakończenia.
Czy
był tam dreszczyk emocji? Byłam zaintrygowana fabułą, chciałam
wiedzieć co będzie dalej i z chęcią kontynuowałam lekturę. Nie
byłam jednak przerażona, nie odczuwałam napięcia, nie zmroziło
mi krwi w żyłach. Pomysł był dobry,
chociaż na pewno nie oryginalny i wyjątkowy, a zapewne znawcy
tematu byliby w stanie podać znacznie mroczniejsze opowieści
(chętnie się z nimi zapoznam).
Jak
wspomniałam wcześniej, akcję śledziłam z perspektywy kilku
bohaterów. Trzeba przyznać autorce, że udało jej się zróżnicować
towarzystwo. Była starsza pani, wdowa, wraz ze swoją przyjaciółką.
Asystentka znanego medium, szczerze nielubiąca swojej pracodawczyni.
Bloger próbujący nawiązać kontakt z medium i udowodnić, że
kobieta kłamie. Filipinka z
obsługi VIPów, która poświęca
się pracy, aby polepszyć swoje życie. Ochroniarz,
były policjant, ukrywający wielki sekret. Lekarz, który musiał
zrezygnować z kariery i podjąć się pracy na statkach. Pełna
gama bohaterów, każdy inny, każdy posiadający swój sekret i
znajdujący się na okręcie z różnych powodów (uwierzcie, że
przynajmniej jeden z nich nie
przyszedłby Wam do głowy).
Dzień czwarty
nie znajdzie się w czołówce moich ulubionych książek, nie był
również mrożącym krew w żyłach thrillerem, jak zapowiadano, ale
był ciekawą lekturą. Przeczytałam ją szybko, odprężyłam się
przy niej, więc spełniła swoje zadanie. Zaprawieni w bojach
czytelnicy mogą nie być zachwyceni historią, ale mniej oczytani w
thrillerach powinni być zadowoleni. Ja jestem i na pewno znów
sięgnę po powieść Sarah Lotz.
Za możliwość przeczytania książki dziękuję Wydawnictwu Akurat oraz Business&Culture.
Recenzja znajduje się również na:
Lubimy czytać || Matras || Bonito || Empik || Gandalf
Nie cierpię takich zakończeń jak w "Dniu czwartym". Straszny mam mętlik w głowie po nim :(
OdpowiedzUsuń