Sarah J. Maas to
autorka bestsellerowych serii dla młodzieży - „Szklany tron”
oraz „Dwór cierni i róż”. Chociaż zyskała w Polsce
popularność, a sama kupowałam koleżance jej książki, to
nigdy nie zdecydowałam się na lekturę jej powieści. Jednak
zmieniło się to, gdy w zapowiedziach zobaczyłam pierwszy tom jej
najnowszego cyklu „Księżycowe Miasto”, skierowanego tym razem
do dorosłego czytelnika.
„Bryce Quinlan
jest dziewczyną, która w połowie jest człowiekiem, a w połowie
Fae. W świecie pełnym magii, niebezpieczeństw i ognistych
romansów poszukuje zemsty!
Bryce Quinlan kocha swoje życie. W dzień pracuje dla handlarza antyków, sprzedając nie do końca legalne magiczne artefakty, a nocą imprezuje razem z przyjaciółmi, delektując się każdą przyjemnością jaką Lunathion – znane również jako Crescent City – ma do zaoferowania. Ale gdy bezwzględne morderstwo wstrząsa miastem, wszystko zaczyna się rozpadać – również świat Bryce.”
Bryce Quinlan kocha swoje życie. W dzień pracuje dla handlarza antyków, sprzedając nie do końca legalne magiczne artefakty, a nocą imprezuje razem z przyjaciółmi, delektując się każdą przyjemnością jaką Lunathion – znane również jako Crescent City – ma do zaoferowania. Ale gdy bezwzględne morderstwo wstrząsa miastem, wszystko zaczyna się rozpadać – również świat Bryce.”
(https://lubimyczytac.pl/ksiazka/4923601/dom-ziemi-i-krwi-czesc-1)
Niektórzy mówią,
że to inna Maas i nie są zadowoleni z lektury. Ja mogłam podejść
do historii w pełni obiektywnie, bo nie czytałam poprzednich
książek autorki. Nie miałam z czym porównywać „Domu ziemi i
krwi”, dlatego też czerpałam z lektury niczym niezmąconą
przyjemność.
„Dom ziemi i krwi”
to mieszanka gatunków. Można tutaj znaleźć zarówno elementy
fantasy, jak i kryminału. Fabuła osadzona jest w magicznym
świecie, w którym pełno jest zaczarowanych postaci. Są fauny,
anioły, zmiennokształtni i wiele innych. Główny wątek można
jednak śmiało podpiąć pod kryminał, gdyż główna bohaterka
musi rozwiązać zagadkę brutalnego morderstwa. Prowadzi ona swoje
własne śledztwo, niczym detektyw-amator.
W książce są
wyraziści bohaterowie, obok których nie da się przejść
obojętnie. Każdy wzbudził we mnie jakieś emocje, spowodował że
chociaż na chwilę zatrzymałam na nim myśli. Bryce Quinlan jest
młodą kobietą, z której autorka nie próbowała zrobić wzoru
cnót i ideału bez skazy. Obdarzyła ją cechami, z którymi
można się identyfikować, dzięki czemu jest przystępna dla
czytelnika, pomimo swoich magicznych zdolności.
Powieść napisana
jest lekko, z poczuciem humoru, przystępnym językiem. Sporo w niej
wulgaryzmów, ale nie przeszkadzały mi one, w żaden sposób nie
wpłynęły na przyjemność czytania. Chociaż Księżycowe Miasto
jest magiczną krainą, to poprzez styl oraz umieszczenie
w wykreowanym świecie dobrze nam znanych rzeczy (np. telefony
komórkowe, kluby, alkohol, telewizja), kraina zyskuje na
normalności. Jest to bardziej urban fantasy niż fantasy kojarzące
się nam z magią i zaczarowanymi stworzeniami.
Na początku miałam
problem z odnalezieniem się w przedstawianym świecie. Nie mogłam
sobie wyobrazić opisywanych postaci, zrozumieć jak one wyglądają,
jakie mają moce, kim są. Byłam też przytłoczona informacjami o
mieście, podziale społeczności. Bałam się, że nie połapię się w fabule przez ten nadmiar wiadomości. Na szczęście
szybko moja dezorientacja minęła i mogłam już spokojnie czytać
książkę.
„Dom ziemi i krwi”
jest dobrą historią, wciągającą, trzymającą w napięciu. Nie
znajdzie się ona na pierwszym miejscu wśród moich ulubionych
książek, ale rozbudziła we mnie ciekawość na tyle, że
z przyjemnością sięgnę po drugą część. Ba, chętnie
poznam kolejne tomy z cyklu „Księżycowe Miasto”, już
zastanawiam się co autorka zaserwuje nam w kontynuacji. I
zdecydowanie muszę nadrobić zaległości związane z „Dworem
cierni i róż” oraz „Szklanym tronem”.
Tytuł oryginalny: The House of Earth and Blood; wyd. Uroboros; tłum. Marcin Mortka; str. 560, maj 2020
Za możliwość przeczytania książki dziękuję Wydawnictwu Uroboros.
Recenzja znajduje się również na:
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz